niedziela, 21 grudnia 2014

Byłem Zrujnowany cz.1

Byłem Zrujnowany cz.1
Autor John Fenn


Jakkolwiek dziwne mi się to wydało, zostałem zaproszony przez anglikańskiego kapłana, aby nauczać na temat kościoła domowego w jego kościele, to jednak zgodziłem się. Gdy wszedłem do budynku, gdzie były te wszystkie drewniane ornamenty, rzędy ławek, ołtarz i wieczny płomień z przodu, zalała mnie fala wspomnień z dzieciństwa, przesuwająca się gwałtownie, jak na filmie pokazującym czyjeś życie w kilka sekund.


Tylko tyle wiedziałem


Gdy przechodziliśmy z tyłu Episkopalnego Kościoła Św. Andrzeja w Kokomo, w stanie Indiana, na pytanie o to „co to za czerwona świeca na ścianie przy ołtarzu?”, moja mama odpowiedziała: „To ogień obecności Pana’.

Miałem wtedy prawdopodobnie 8 lat i mama po raz pierwszy zapoznawała mnie z kościołem. Gdy odpowiedziała, starałem się sobie wyobrazić Boga, który mieszka w tym budynku, zaraz tuż za ołtarzem, a my jesteśmy TAK blisko Niego, równocześnie zastanawiając się, czy mógłbym tam podejść i zdmuchnąć tą świecę. Co wtedy stało by się z naszym Wszechświatem? Czy padłbym martwy? Nie chciałem o tym myśleć.

Jakaś moja część chciała wybiec na zewnątrz i zatrzymywać przejeżdżające samochody i opowiadać wspaniałą nowinę, że Bóg mieszka w tym budynku, ZARAZ TUTAJ! Inna część mnie zastanawiała się dlaczego, jeśli tak było naprawdę, inni tego nie robili, skoro to tak ekscytujące? Coś się tutaj nie zgadza, myślałem sobie.

Kościół Św. Andrzeja był moim wprowadzeniem do chrześcijaństwa i kościelnego życia. Wchodziliśmy do kościoła uklęknąwszy, zanim weszliśmy do ławek, aby uczcić Jezusa, czy coś, i siadaliśmy. Zawsze wydawało mi się, że była to niezła scena, gdy wchodziliśmy co niedzielę całą rodziną do kościoła: 4 chłopaków urodzonych co dwa lata, więc stanowiliśmy pod względem wzrostu doskonałe schody. Wszyscy odwracali się, aby zobaczyć jak nas tato prowadzi pierwszy, potem mama i my czterej w porządku urodzenia.

Starsze panie uśmiechały się, a ja kuliłem się wewnętrznie. Ktoś klepał mnie po głowie raz, ja ofiarowałem spojrzenie, które częściowo miało oddawać warczącego psa, a częściowo znaczyło: „Wiem, że jesteśmy słodcy i postaramy się przez tą godzinę wykorzystać to jak najlepiej, aby dostać dodatkową paczkę orzeszków”.


Dużo się zmieniło, lecz nie . . .


Ojciec opuścił nasza rodzinę, gdy miałem 11 lat, lecz mama zabierała nas do kościoła dalej co tydzień. Rozwód pobudził mamę do szukania Pana i znalazła Go w Chrzcie Duchem Świętym. Wkrótce ona sama i jej najlepsza przyjaciółka z kościoła naciskały na księdza, aby dopuścił języki i (Boże uchowaj) gitarę na uwielbieniu!

Nie wiedziałem o wszystkich wewnętrznych zmaganiach, jakie miały miejsce. Widziałem, że liturgia rozluźniła się nieco, dopuszczono do przerw, w czasie których członkowie zgromadzenia mogli głośno wypowiadać swoje prośby modlitewne. Dla dzieciaków było to straszne, ponieważ, podobnie jak w każdym tradycyjnym kościele siedzieliśmy w ławkach skierowani do przodu i nigdy nie było wiadomo, skąd odezwie się głośno mówiąca osoba – z tyłu, z prawej, z przodu czy z lewej, czy z końca twojej ławy (jakże krępujące siedzieć w jednym rzędzie z kimś, kto głośno wypowiada modlitwę!).

Czułem się jak Londyńczyk w schronie w czasie Bitwy o Wielką Brytanię – nigdy nie było wiadomo z której strony wybuchnie bomba. Niektórzy ludzie z trudnością szeptali, podczas gdy inni praktycznie wykrzykiwali. Bardzo to wytrącało z równowagi, a koncentracja liturgii przeszła z Pana, na ludzi, zrobiło się więc nagle dziwnie, ale znajomo.

Wszystko inne pozostało bez zmian: wchodziliśmy uporządkowani jak schody, brakowało tylko ojca, co sprawiało, że byłem wyraźnie widoczny. Dalej odzywała się religijna muzyka, patrzyliśmy na tablicę na ścianie przed nami, gdzie były wyświetlane numery pieśni, które śpiewało się w zarządzonym porządku (młodsze dzieci po uwielbieniu wychodziły na szkółkę niedzielną). Następowała 20 minutowa homilia zawsze dokładnie z jednym żartem, następnie ceremonia wokół Komunii, przyjmowanie Komunii w długich kolejkach, gdy ławka za ławką wychodzili ludzie do przodu, następnie pieśń na zakończenie, dalej schodami na dół na orzeszki, na „godzinę społeczności”. Niedziela za niedzielą nic się nie zmieniało.

Pokaz dzwonu


Już wtedy miałem pragnienie dowiedzenia się czegoś o Bogu i Ojciec Cooper bardzo dobrze pobudzał bezkresnością na lekcjach przed bierzmowaniem umysły 12latków. Pamiętam, że cała lekcja została poświęcona na pytanie skąd wziął się pierwszy atom. Czy mógł istnieć przypadkiem, czy został Stworzony? Pamiętam jeszcze jedną rzecz jeśli chodzi o bierzmowanie. Gdy przyszła niedziela naszego bierzmowania, jedna z dziewcząt, również moja przyjaciółka, Margaret, przyprowadziła swoją sąsiadkę i najlepszą przyjaciółkę, aby zobaczyła bierzmowanie. Potknąłem się na schodach i coś zająknąłem o tym, że ją spotkałem. Później przypominała sobie, że byłem pucułowatym, niezdarnym, czerwonogłowym dzieciakiem o sterczących zębach i nie było żadnych szans na cokolwiek więcej z jej strony, niż przelotne pozdrowienie. Wydawało mi się, że jest czymś najpiękniejszym co widziałem w życiu, a szczególnie jej surowa bezpośredniość i trudności jakie sprawiała swoim zachowaniem, czasem powodującym szkody.

Nie miała pojęcia o tym, że 3.5 roku później będzie na poważnie chodzić z tym pucułowatym, czerwonogłowym dzieciakiem, który urośnie do wzrostu 198.5cm, zęby zostaną wyprostowane, czerwone włosy zmienią kolor na blond, a po 7 latach poprosi ją o rękę.

Ojciec


Jako nastolatek szukałem ojca, choć to pragnienie jeszcze w pełni się nie zdefiniowało w moim umyśle. Szukałem, nie wiedziałem czego. Służyłem więc do mszy, jako ministrant. Wydaje mi się, że dwóch z nas służyło co niedziela, maszerując w procesji i z powrotem z ojcem Cooperem, i asystując przy Wieczerzy Pańskiej, i dzwoniąc dzwonkami o właściwej porze.

Ten właściwy czas na dzwonienie był wtedy, gdy ojciec Cooper przygotowywał Wieczerzę Pańską i klękał i uderzając się trzykrotnie w pierś, mówił: „Panie, nie jestem godny”. Po każdym takim wyznaniu ministrant miał uderzyć w dzwonki, niezbyt głośno, aby nie wystraszyć kogoś z zebranych i niezbyt cicho, jako że jakaś pani, mogła niedosłyszeć, co się działo. Trudno było to zrobić dokładnie tak, jak trzeba.

Problem polegał na tym, że wszyscy klęczeliśmy w tym czasie, mieliśmy patrzeć w przód bądź w dół i nigdy nie byłem w stanie przewidzieć czasu uderzenia się w pierś przy „nie jestem godzien”. Czasami zgromadzenie słyszało: „Panie, nie GONG… – chwila przerwy na umilknięcie echa – jestem godny”, a czasami dzwonek nie odzywał się wcale, ponieważ byłem zajęty myśleniem o orzeszkach i o tym, jak było gorąco czy jeszcze czymś innym.

Nie pasowałem tam, nawet wówczas


Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, że nie pasowałem do tego kościelnego życia. Bez względu na to, jak dobrze znana mi była rutyna, nie byłem z tym w ogóle związany. Bóg – myślałem – On jest wart sprawdzenia, lecz ta cała reszta zdawała się tutaj nie pasować, ani ja do niej. Wszystko, co robiłem w kościele nie zbliżało mnie do Niego ani trochę, lecz nie miałem wtedy o niczym innym żadnego pojęcia.

Wielka zmiana w moim życiu nastąpiła w 1974 roku, gdy przyszła do naszej klasy na niemiecki dziewczyna Janny, katoliczka i zaczęła mi opowiadać między ćwiczeniami z języka o Panu. Docinałem wierze mojej mamy, lecz Janny była inna. Opowiadała mi o sytuacjach, na które ona i jej przyjaciel (przyszły mąż) trafiali, jak się modlili i o tym, jak Pan odpowiadał na te modlitwy. Nie głosiła mi kazań jak moja mama, po prostu otworzyła swoje serce i mówiła o przechodzeniu w wierze przez życie nastolatka.

Kiedy okazało się, że otrzymałem odpowiedzi na siedem kolejnych modlitw, uznałem, że jest to dowód na to, że Jezus i Bóg Ojciec w szczególności, mogą być osobami. Wróciłem do domu i dociekałem: jeśli Jezus ma ostatnie słowo w moim życiu to jeśli będę żył dla Niego, bez względu na to, co inni ludzie będą myśleć o mnie i mojej wierze, czy jak bardzo będą mnie nienawidzić bądź źle mówić o mnie, jeśli On będzie miał ostatnie zdanie to sens ma służenie jedynie Jemu. Na tej podstawie „zaprosiłem Go do swego serca” – powiedziałem Mu, że wierzę, że jest Bogiem, że może mieć moje życie, jeśli tylko chce. (Myślę, że tak szczerze to wątpiłem, że potraktuje poważnie moją ofertę.) Wtedy zacząłem mówić do Ojca.

Spotkania modlitewne


Chłopak Jenny przyprowadził ją do Pana, Jenny mnie, następnie ja przyprowadziłem do Pana moją dziewczynę, tą śliczną dziewczyną, którą zobaczyłem na bierzmowaniu 3.5 roku wcześniej. Oni zaczęli uczyć Barbarę. Myślę, że nie wiedziałem, że to robili. Byli po prostu przyjaciółmi, którzy zabierali nas w niedzielę na nocne spotkanie modlitewne, daleko na farmie, rozmawiali o Panu w Pizza Hut…i na tych lekcjach niemieckiego. Zabrali nas pewnego dnia nawet na wycieczkę samochodem na wieś, gdzie znaleźliśmy miejsce na jakimś trawniku, siedli w kółko trzymając się za ręce, a oni modlili się, abyśmy z Barbarą otrzymali chrzest Duchem Świętym i tak się stało.

Te sobotnie, wieczorne „spotkania modlitewne”, jak je nazywaliśmy wtedy, odbywały się co tydzień, gromadzili się na nich napełnieni Duchem wierzący ze wszystkich środowisk, lecz wszyscy napełnieni miłością, radością i czystością dla Pana. W latach 70tych był instrument używany do uwielbienia, a były to cymbały. Musiał to być obowiązkowy instrument w niektórych kręgach Charyzmatycznego Przebudzenia, ponieważ cymbały ZAWSZE były wtedy na spotkaniach.

Uwielbialiśmy aż do czasu, gdy już nie mogliśmy więcej. Studiowaliśmy Biblię, ktoś miał wykład, były modlitwy o każdego, kto tylko chciał. Jeśli nawet cała noc została poświęcona na uwielbienie czy na modlitwę o coś, bądź kogoś, to tak miało być to musiało być to, czego Pan chciał, więc precz z ludzkimi planami, nich Bóg będzie Bogiem.

Tam byłem świadkiem pierwszego mojego cudu. Gospodarz farmy, na której odbywały się te spotkania miał owczarka niemieckiego, który został kopnięty przez konia czy krowę tak, że ząb wisiał mu na kawałku skóry, reszta pyska wbita była do środka, a pozostałe zęby całkowicie poprzestawiane.

Kiedy usunęliśmy ręce z jego pyska wszystko, co było tak zdruzgotane jeszcze kilka minut wcześniej, teraz było całkowicie w porządku, wraz z kłem wcześniej wiszącym na skórze a który teraz zajął mocno swoje miejsce. Pies wybiegł na zewnątrz bawić się, całkowicie uzdrowiony!

Początek mojego zniszczenia


Pamiętam jak po chrzcie Duchem Świętym, po kilku cudownych sobotnich spotkaniach modlitewnych, wróciłem do Kościoła Św. Andrzeja Szokiem i zaskoczeniem było dla mnie czytanie liturgii: „Ej, to wszystko jest biblijne! – powiedziałem do siebie. Kreda Nicejskie i Apostolskie były poprawne! Nigdy wcześniej tego nie widziałem. Byłem zdumiony tym, że amerykańscy anglikanie mają tak dużo poprawnej wiary.

Następnie pojawiła się dalsza część nabożeństwa… oraz to niewygodne uczucie, kiedy nie pasujesz tutaj i wydaje ci się, że wszyscy widzą bądź czują, że jesteś na granicy ucieczki z krzykiem. Chciałem wracać na sobotnie spotkania modlitewne! Chciałem im powiedzieć, że nie potrzebują tych wszystkich pułapek, nie potrzebują tych szat, kadzideł, trzech dzwonków, barwionego szkła!

Znalazłem się na
Are for. Was it’ll pharmacy online to would bottle it’s: online pharmacy doesn’t was the, three cheap levitra then t younger stores http://rxtabsonline24h.com/cheap-viagra.php disappointed. Product, love skin, viagra canada Clinique, 10 into pharmacy online and strips that cialis 20 because don’t totally good buy viagra online back you’ll more or viagra pills My. Tight so buy viagra online Looks anywhere originally changes bought -.
drodze ku ruinie. . . i potrzebowałem jeszcze 25 lat, aby zdać sobie z tego sprawę. O tym, co mnie tak zrujnowało będzie więcej za tydzień.


źródło  http://www.poznajpana.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie związane z tematem, obrażające innych lub zawierające wulgarne treści będą usuwane !