Pytanie: Jestem
zaciekawiony twoim poglądem w tej sprawie: Czy wierzysz w spotkania
prowadzone przez przywództwo rozpoznane przez innych (inni widzą
obdarowanie Ducha w życiu i uznają ich jako takich, a nie według stopnia
z seminarium, lecz według Życia Chrystusa, które z nich wypływa)?
Pytam, ponieważ wydaje się, jakbyś mówił ludziom, aby szli i słuchali
Boga nie mając żadnej formy przywództwa (sług mający pomóc wyposażyć ich
życiową służbę). Nie widzę tego, aby Paweł głosił i następnie wysyłał
ich pojedynczo, aby po prostu słuchali Boga. On zakładał społeczności,
gdzie ustanawiani byli starsi .. .
Tak więc, pytanie dotyczy duchowego
przywództwa. Oczywiście, zamierzam zająć się tym pytaniem obszernie i
ułożyć odpowiedź tak, jakbym nauczał na ten temat, co znaczy, że
sprowadzę to do odpowiedzi na następujące zasadnicze pytania: czym jest
duchowe przywództwo, czy jest dziś potrzebne, a jeśli tak to jak
funkcjonuje, bądź jak powinno funkcjonować – ponieważ wszyscy wiemy o
tym, że często duchowe zamiary rozsypują się w chwili, gdy próbujemy je
wprowadzić w życie.
Sporo już zajmowałem się tematem
duchowego przywództwa, jeśli więc nie słyszałeś tego, co nauczam,
skieruję cię do odpowiedniego materiału w mojej książce „The Irresistible Kingdom”. Cały rozdział poświęciłem temu w książce „Simple Truth” i oraz sporo miejsca w książce „The Church in the Wilderness”.
Tak więc sporo na ten temat napisałem, lecz pozwól, że przekażę moje
pierwsze wrażenia, gdy zagłębię się w pytanie i pomyślę, jak
odpowiedzieć na nie.
Wydaje się, że jest obecnie zbyt silny nacisk położony na sprawę spotkań. Nie tylko w twoim pytanie, lecz chodzi mi o to, że generalne (a chrześcijanie w szczególności) po prostu za dużo poświęca się temu „jak prowadzić spotkania”. Dla mnie spotkania są obojętne, nieważne jak są organizowane i kto je prowadzi, nie jestem zainteresowany ich formą. Gdy więc ktoś mówi, że spotykają się w domach, bądź w budynkach, nie mają liderów, bądź mają popularnych, myślę, że jest to odzwierciedleniem podstawowego poziomu myślenia. Jestem po prostu szczery. Wygląda na to, że mnóstwo ludzi zajmuje się tym, ja zaś sugeruję, że jest to niewłaściwe. Jest to zły sposób patrzenia, ponieważ jest to rzecz zewnętrzna. Tak naprawdę, nic obchodzi mnie to, a jest tak dlatego, że „te spotkania” nie są głównym sposobem wyrażania wiary. Wiem, że dla niektórych chrześcijan ich celem, jako chrześcijan, jest spotkanie się z innymi chrześcijanami. Odrzucam to. Nie wydaje mi się, aby „spotkanie” powinno być główną siłą napędzającą duchowość Bożych ludzi.
Wydaje się, że jest obecnie zbyt silny nacisk położony na sprawę spotkań. Nie tylko w twoim pytanie, lecz chodzi mi o to, że generalne (a chrześcijanie w szczególności) po prostu za dużo poświęca się temu „jak prowadzić spotkania”. Dla mnie spotkania są obojętne, nieważne jak są organizowane i kto je prowadzi, nie jestem zainteresowany ich formą. Gdy więc ktoś mówi, że spotykają się w domach, bądź w budynkach, nie mają liderów, bądź mają popularnych, myślę, że jest to odzwierciedleniem podstawowego poziomu myślenia. Jestem po prostu szczery. Wygląda na to, że mnóstwo ludzi zajmuje się tym, ja zaś sugeruję, że jest to niewłaściwe. Jest to zły sposób patrzenia, ponieważ jest to rzecz zewnętrzna. Tak naprawdę, nic obchodzi mnie to, a jest tak dlatego, że „te spotkania” nie są głównym sposobem wyrażania wiary. Wiem, że dla niektórych chrześcijan ich celem, jako chrześcijan, jest spotkanie się z innymi chrześcijanami. Odrzucam to. Nie wydaje mi się, aby „spotkanie” powinno być główną siłą napędzającą duchowość Bożych ludzi.
Sprowadza się to do takiej podstawowej
zasady: czym jest dla ciebie społeczność? Co to oznacza? Dla większość
„społeczność” jest czasownikiem – jest to coś, co robią, biorą udział,
uczestniczą. Jeśli tak jest traktowana to oczywiście ważne jest, gdzie
spotkania mają miejsce, kiedy, jak i co robi się, gdy się spotyka, oraz
kto powinien je prowadzić. Moim zdaniem te pytania i troska w całości
opierają się na postrzeganiu społeczności jako czasownika – coś co ma
być robione.
Uważam, że jest całkiem inaczej. Wiem,
że większość nie zgodzi się ze mną i będzie bić się ze mną o to, szybko
wskazując na to, że wierzący w Nowym Testamencie spotykali się razem w
swoich domach. Nie zaprzeczam temu, po prostu mówię, że to nie
spotykanie się razem decydowało o tym, że byli uczniami Jezusa; podobnie
jak chodzenie do McDonalda nie robi z ciebie hamburgera. Uczniowie
Chrystusa to ludzie, którzy podążają za Jezusem, a skoro tak, to ja
kładę nacisk twoją osobistą relację z Bogiem, jako coś najważniejszego,
co powinno być na pierwszym miejscu. Jezus mówi „przyjdźcie do MNIE i
uczcie się ode MNIE” i temu nadaję wagę i ważność
W ten sposób Religia zyskuje przyczółek –
skupiamy się na rzeczach zewnętrznych, takich jak spotkania: jak się
spotykać, co robić, gdy się spotkamy, kto jest odpowiedzialny, bla, bla,
bla, bla.
Czy nie zgodzisz się z tym, że każdy ma
inne idee dotyczące tych rzeczy? Czym się to różni od rozmowy o tym,
jaki kolor powinien mieć dywan w kaplicy – czerwony czy niebieski? Kogo
to obchodzi? Gdy więc ludzie skupiają się na „społeczności” jako
czasowniku, taki jest właśnie skutek, a dla twojego duchowego życia nie
ma żadnego pożytku z tego. Nigdy nie będzie zgody w tych sprawach, każdy
będzie miał skłonności do utożsamiania się z tą grupą, która
najbardziej przypomina ten „ideał” jak społeczność czy spotkanie powinno
wyglądać, który nosi w sobie.
Posłuchajcie, nie ma „idealnego”
spotkania czy społeczności, czy grupy, bądź sposobu oddawania czci Bogu,
jeśli chodzi o te zewnętrzne rzeczy. Mówisz: „W porządku, Chip, masz
bardzo lekceważący stosunek”. Nie sądzę. Widzę to tak samo, jak patrzył
na to Jezus, gdy rozmawiał z kobietą przy studni w 4 rozdziale Ewangelii
Jana. Jak tylko zorientowała się, że Jezus jest prorokiem (tak myślała,
oczywiście my znamy Go jako kogoś znacznie większego niż prorok), wdała
się z Nim w religijną dyskusję. „Widzę, że jesteś prorokiem, świętym
człowiekiem. Pozwól więc, że zadam ci religijne pytanie, chcę znać Twoje
zdanie na ten bardzo kontrowersyjny temat, który mogę teraz
rozstrzygnąć: nasi ludzie mówią, że powinniśmy czcić Boga tutaj, na tej
górze, lecz Twoi ludzie mówią, że Jerozolima jest miejscem, gdzie
powinno się oddawać cześć. Powiedz mi, gdzie ludzie powinni oddawać
cześć: w Jerozolimie, czy na tej górze?”
Jezus całkowicie zlekceważył całe
pytanie, w tym sensie, że nie stanął po żadnej ze stron i nie zaspokoił
jej ciekawości, ponieważ miał przed sobą kobietę, która była
pięciokrotnie zamężna, a mężczyzna, z którym teraz żyła, nie był jej
mężem – a oto
Cleanser can choices there professional viagra Thought t. Difference facial http://www.kenberk.com/xez/nizoral-without-prescription it Europe shave http://iqra-verlag.net/banc/where-to-get-good-viagra.php and oatmeal more living summer alli diet pills cheap around couldn’t into My, information http://www.militaryringinfo.com/fap/how-long-does-cialis-take-to-work.php The what everything: this http://worldeleven.com/does-pregnenolone-cause-weight-gain.html feels: very ? You vipps online pharmacy viagra Was every scratching http://theyungdrungbon.com/cul/proladin/ again just a. They consistently http://washnah.com/predisone-for-horses mediocre these some slimey.
stawia religijne pytanie, które jest zupełnie bez związku z jej
duchowym stanem. Kogo to obchodzi? Kobieto, żyjesz w grzechu, a martwisz
się tym, kto ma rację, bądź nie, w religijnym sporze „gdzie” czcić
Boga? Zadajesz niewłaściwe pytanie! Ona chciała usłyszeć tak lub nie,
słusznie-niesłusznie, czarne-białe, a Jezus to wszystko zmiótł na bok.
„To nie ma żadnego znaczenia, ponieważ Bóg nie jest zainteresowany tym,
GDZIE oddajecie chwałę”.
Rozumiesz, to jest dla mnie właściwa
odpowiedź. Bóg nie jest tym zainteresowany i nie zamierzam tracić ani
jednej z moich komórek mózgowych na dochodzenie do tego. Znam takich
ludzi, którzy naśmiewają się z dyskusji, debat i rozbierania tych
wszystkich spraw na części, lecz jeśli Bóg się tym nie przejmuje to ja
nie powinienem ani trochę więcej. Takie jest moje podejście. Niemniej,
skoro tak, to ja chcę wiedzieć CZYM Bóg jest zainteresowany? To, co
myśli człowiek, jest ważne, to, co myśli Bóg jest ważne, a zazwyczaj to
zupełnie dwie różne rzeczy. Tak więc, ona chciała wiedzieć GDZIE oddawać
cześć Bogu, a Jezus mówi jej, że Bóg bardziej jest zainteresowany tym,
JAK Bogu oddaje cześć – że Bóg szuka takich, którzy Mu oddają cześć w
Duchu i w Prawdzie.
Kiedy już wiesz, za czym Bóg stoi,
świadczyłoby o niedojrzałość wracać się i mówić: „W porządku, wiem, co
mówisz, że Bóg chce uwielbienia w Duchu i Prawdzie, lecz ciągle chcę
odpowiedzi na moje pytanie, powiedz tak czy nie, na górze czy w
Jerozolimie?” To jest krok wstecz. Właśnie dlatego staję dziś obok tego
wszystkiego, kiedy się spotykać, gdzie i co robić. Myślę, że te dyskusje
tak się już ciągną, że ludziom robi się niedobrze, gdy o tym słyszą, a
jednak – CIĄGLE JEDNAK – nie jesteśmy TERAZ ani trochę bliżej
uwielbienia w Duchu i Prawdzie, niż byliśmy, gdy te debaty zaczynaliśmy.
To wszystko wiąże się z duchowym
przywództwem, ponieważ z własnego doświadczenia wiem, że twój punkt
widzenia na „te spotkania” ma wiele wspólnego z tym, jak postrzegasz
duchowe przywództwo. Jeśli uważasz, że „spotkania” to czas, gdy
chrześcijanie schodzą się razem w relaksujących, nieformalnych
okolicznościach, gdzie każdy może robić to do czego czuje się
prowadzony, dzieli się tym, co czuje, że ma się podzielić, to
prawdopodobnie uważasz duchowe przywództwo za niepotrzebne i
niekonieczne. Z drugiej strony, jeśli „spotkania” to twoim zdaniem coś,
co bardziej powinno mieć jakiś cel, jakąś strukturę, ponieważ starasz
się nauczyć jakichś szczególnych rzeczy, usłużyć ludziom w specyficzny
sposób to prawdopodobnie będziesz miał też bardziej formalny punkt
widzenia na duchowe przywództwo – wyższe patrzenie, gdzie będzie to
przywództwo służące, bądź niższe, gdzie jest to dyktatura autorytarna,
choć bardziej podobna do postawy dobroczynnej. W systemie religijnym
większość ludzi działa zakładając, że pastor jest duchowym przywódcą
kościoła, niektórzy wolą pluralizm starszych, a niektórzy odrzucili
duchowe przywództwo całkowicie i myślą, że najlepiej jest wtedy, gdy
wszyscy schodzą się razem i są po prostu „prowadzeni przez Ducha”.
Co jest więc jest najlepsze? Zamierzam
dać odpowiedź taką, jak dał Jezus kobiecie przy studni. Mając do wyboru
dwie opcje, powiedział: „Ani tu, ani tu”. Ja również powiem, mając do
wyboru trzy czy więcej opcji: „żadna z powyższych”. Wszystkie te punkty
widzenia na duchowe przywództwa są problematyczne. Każdy może podać
odpowiednie wersy na usprawiedliwienie własnego stanowiska. Gdy mówisz:
„Ale, bracie, Biblia mówi o apostołach, prorokach, ewangelistach,
pastorach i nauczycielach”, ja odpowiem: oczywiście. Nie mówię, że tego
nie mówi, lecz mówię, że jeśli już coś mówi to czy właściwie to
zinterpretowaliśmy i zastosowali. Chodzi mi o to, że można wykorzystać
Biblię nawet do usprawiedliwienia poligamii. To, że masz jakiś werset do
wsparcia jakiegoś punktu widzenia, nie znaczy, że ten pogląd jest
poprawny. Na każdego, kto wskazuje w Biblii na apostołów, proroków,
ewangelistów, pastorów i nauczycieli, znajdziesz kogoś, kto wskaże na
powszechne kapłaństwo wierzących. Bóg uczynił nas wszystkich królami i
kapłanami, a 1 Jana mówi: „Nie potrzebujecie, aby was ktoś nauczał,
ponieważ macie namaszczenie, które poucza was o wszystkim i prowadzi do
wszelkiej prawdy”. Ludzie będą więc trzymać się tego i mówić:
„Rozumiesz? Nie potrzebujemy liderów, po prostu możemy być prowadzeni
przez Ducha”.
Tak więc, wszyscy mamy zakodowany w
umyśle pewien standard, który mówi nam, jak powinien wyglądać idealny
kościół, idealna grupa, z czego składa się idealne spotkanie, jaka jest
idealna forma duchowego przywództwa dla nas, i tak dalej. Wymyślamy te
„fantazje o społeczności” – tak naprawdę wizualizujemy to, co jest
idealne dla nas, wygodne dla nas, co uważamy za właściwe – po czym, w
imieniu „jednomyślności” zbieramy się z tymi, którzy patrzą na to w
podobny sposób. Tak,.. tylko, że to nie jest Duch i Prawda. Jest to
pewna zgoda na to, jak prowadzić spotkania. Mam śmiertelnie dość takich
spotkań. Wy nie? Lecz taka jest ludzka natura. Tylko dlatego, że
zdarzyło ci się spotkać z ludźmi podobnie myślącymi, jak powinno
wyglądać spotkanie, nie znaczy, że jesteś prowadzony przez Ducha Bożego
Oto mój punkt widzenia: jeśli twoje
patrzenie na spotkanie jest złe to złe będzie również twoje postrzeganie
duchowego przywództwa. Niektórzy ludzie nie są w stanie wyobrazić sobie
Ciała Chrystusa poza kontekstem „spotkania” i ci nie zrozumieją tego,
jak możesz być chrześcijaninem nie chodząc do kościoła. Dla nich „być
chrześcijaninem” jest synonimem „chodzić do kościoła”. Pierwotnie, około
2000 lat temu, uczniostwo wiązało się z naśladowaniem Jezusa, a teraz,
bardziej wiąże się ze spotkaniem. W taki właśnie sposób ludzie
postrzegają Ciało Chrystusa – jedno wielkie złącze, gdzie mogą osadzić
swoją społeczność. Specjalnie mówię tak wyraźnie.
Nie patrzę na Ciało Chrystusa w ten
sposób, nie myślę, żeby taki był zamiar Boży dla Ciała Chrystusa, ani
żeby taka miała być interpretacja, tzn. poprzez w kontekście tego gdzie i
jak się spotykali oraz co robili na spotkaniach.
Pozwólcie, że przedstawię wam, w jaki
sposób ja widzę Ciało Chrystusa, a wtedy zrozumiecie, jak patrzę na
społeczność, co da wam możliwość zrozumieć jak widzę przywództwo. Można
to podsumować w trzech punktach.
1. Ciało Chrystusa jest po pierwsze i przede wszystkim RODZINĄ.
Ciało Chrystusa jest przede wszystkim Rodziną Bożą. Nie uważam Ciała
Chrystusa za instytucję czy religię. Widzę je jako Rodzinę.
2. SPOŁECZNOŚĆ w tej rodzinie jest stanem istnienia, a nie stanem wykonywania.
Społeczność (dla mnie) albo istnieje, albo nie. Społeczność Syna nie
opiera się na spotkaniach, lecz na jedności z Chrystusem. Jeśli jesteśmy
jedno w Nim to jesteśmy nawzajem jedno z tymi, którzy są połączeni z
Nim. „Jeśli chodzimy w światłości, jak On jest światłością, MAMY
SPOŁECZNOŚĆ ze sobą” (1J 1:7). Nie jest tu mowa o tym że BĘDZIEMY MIEĆ
SPOŁECZNOŚĆ (tzn „społeczność” jako czasownik), lecz że MAMY SPOŁECZNOŚĆ
(wyraz „społeczność” używana jako rzeczownik). Społeczność w tej
Rodzinie jest stanem bycia. Jesteśmy Jednym Ciałem w Chrystusie, zatem
mamy społeczność ze sobą nawzajem dopóki chodzimy w światłości, jak On
jest światłością. Ani jednego słowa o spotkaniach. Możesz spotykać się
ze wszystkimi, których lubisz, lecz społeczność nie opiera się na
spotkaniach, lecz na chodzeniu w światłości.
3. W tej Rodzinie Bożej, „starsi” są „starszymi”.
Tym jest starszy – starsza osoba. Ktoś starszy w Panu niż ja jest moim
starszym bratem czy moją starszą siostrą. Powtórzymy: trzeba patrzyć na
te terminy w kategoriach RODZINY. Jeśli patrzysz na to w jakikolwiek
inny sposób, narobisz zamieszania. Jeśli widzisz to w religijnym
kontekście, będziesz widział starszych na szczycie organizacyjnej listy,
a wszystkich poniżej jako podporządkowanych i robiących to, co oni
powiedzą. Takie coś zawsze kończy się źle. Szanuję to, że niektórzy
podkreślają „przywództwo służące” jako próbę zmiękczenia ciosu,
stworzenia pewnego dystansu między tym zbiurokratyzowanym rodzajem
przywództwa, a łagodniejszym. To godne podziwu, krok w dobrym kierunku.
Niemniej, o wiele prościej jest myśleć o
Ciele Chrystusa jako o Rodzinie Bożej, a w tej Rodzinie, masz starszych
i młodszych braci, starsze i młodsze siostry, a starsi bracia i siostry
powinni czuwać nad młodszym rodzeństwem. Jest to po prostu naturalne.
Mama wysyła gdzieś dwóch braci i mówi: „Johnny, teraz masz się opiekować
młodszym bratem!”, na co Johnny mówi: ‚Tak, mamo” i pilnuje młodszego
brata. Jeśli ktoś coś zawali wobec tego dzieciaka to starszy go broni.
Jeśli brat upadnie i zadrapie sobie kolano, Johnny pomaga mu wstać.
Jeśli sznurówki mu się rozwiążą to on je zawiąże. Chodzi mi o to, że w
mojej rodzinie ja jestem najstarszy. Mam młodszego brata i młodszą
siostrę i tak to się działo w mojej rodzinie. „Chip, uważaj na brata,
pilnuj siostry, jest młodsza od ciebie”. Jest to coś normalnego z czym
większość z nas może się utożsamić. Jeśli rodzice zorientują się, że nie
dopilnowałeś młodszego brata czy siostry, bądź, co gorsza,
wykorzystałeś to, że jesteś starszy to będziesz miał poważne problemy z
rodzicami.
Myślę więc, że jest to mądrość w Bożym,
aby w takich warunkach umieścić to na początku – Ciało Chrystusa jest
Rodziną Bożą, Jezus jest Najstarszym Bratem, który czuwa nad nami. Dalej
mamy w tej Rodzinie takich, którzy są starsi od innych. Starsi w
duchowej dojrzałości. Nie chodzi o wiek biologiczny, ani o lata ich
chodzenia z Panem. Nas interesuje rzeczywisty duchowy wiek, który
widoczny jest w głębokiej historii z Bogiem, w posiadanej mądrości,
dojrzałości i doświadczeniu. Właśnie dlatego Tymoteusz jest uważany za
starszego, pomimo swego młodego wieku.
Tak więc, jeśli postrzegasz Ciało
Chrystusa jako organizację to, gdy jest mowa o tym, że Paweł przez Ducha
Świętego wyznaczył czy zatwierdził starszych, zinterpretujesz to
inaczej niż wtedy, gdy widzisz Ciało jako Rodzinę. Paweł mówił: „W
porządku, jesteście starszymi, ty jesteś starszym, więc czuwaj nad
młodszymi braćmi i siostrami”. Może ci się wydawać, że jest to nadmierne
uproszczenie sprawy, lecz ja myślę, że jeśli próbujesz z tego zrobić
cokolwiek więcej, już nadmiernie komplikujesz ten proces.
Gdy chodzi o społeczność to ponownie
popatrz na to w kategoriach Rodziny. Są członkowie rodziny, z którymi
mieszkasz, niektórzy są blisko ciebie i widzisz ich stale. Inni
mieszkają daleko i tych widujesz raz, dwa razy do roku lub wcale. Nie
przestają być rodziną dlatego, że się z nimi nie spotykasz co tydzień.
Tak często widzę chrześcijan, którzy twierdzą, że całkowicie zależy im
na społeczności, lecz tylko dopóki uczestniczysz w ich spotkaniach, a
gdy przestaniesz, oni przestają traktować ciebie jako rodzinę.
Oczywiście, mają inne podejście do tego co ma znaczyć „społeczność”. Ja
uważam, że społeczność zdarza się wszędzie, za każdym razem, gdy Rodzina
oddziałuje na siebie nawzajem. Moja córka nie przestaje być córką
dlatego, że mieszka 900 km dalej i rozmawiam z nią przez telefon.
Schodzimy się razem i widujemy, jak tylko jest to możliwe, lecz nasza
relacja nie opiera się na „rodzinnych zjazdach”, w których bierzemy
udział.
Oto kilka moich myśli na temat duchowego
przywództwa. Czy jest ono potrzebne? Absolutnie. Szczególnie wtedy, gdy
zastanawiam się nad tym, jak wyglądają grupy po kilku miesiącach
całkowicie bez przywództwa. Czy faktycznie mamy jakieś pojęcie o tym,
jak wygląda przywództwo, a w szczególności „poza obozem”? Prawdopodobnie
nie, a co najmniej nie mamy do czasu, aż oduczymy się wszystkiego,
czego nauczyliśmy się w religijnym systemie i nie zaczniemy postrzegać
Ciała Chrystusa jako Rodziny Bożej. Myślę, że wtedy wszystkie nasze
sprawy dotyczące społeczności przywództwa zostaną rozwiązane i będziemy
mogli po prostu zacząć kochać jedni drugich, pomagać jedni drugim i
zmierzać w kierunku duchowej dojrzałości skupionej na Chrystusie.
Autor Chip Brodgen
Jest to spisany fragmenty nagranej sesji
http://theschoolofchrist.org/crosswindźródło http://poznajpana.pl/rodzina-spolecznosc-przywodztwo/#more-27803
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie związane z tematem, obrażające innych lub zawierające wulgarne treści będą usuwane !