Jeśli chcemy przemienić model kościoła jaki znamy w dynamiczny, duchowy ruch, musimy także zmienić model przywództwa, do jakiego przywykliśmy.
Alan Creech twierdzi, że WSZYSTKO musi się zmienić:
Myślę o etatowych pastorach, którzy usługują każdego tygodnia i wykonują większość pracy, stresując się głupio każdym drobiazgiem w życiu kościoła... bla, bla, bla... Myślę, że to nas zabije, jeśli się nie zmieni. To już się zaczyna dziać, ale musimy poważnie ponownie przemyśleć, co to znaczy być pastorem, liderem, starszym, kimkolwiek w nowych kościołach. Myślę, że nie stać nas na to, by utrzymywać przy życiu stare pastorskie paradygmaty. Nie możemy w tym trwać i jednocześnie oczekiwać, że stanie się to, co dzieje się w rosnących społecznościach.
Na szczęście, nie musimy na nowo odkrywać modelu przywództwa. Wczesnochrześcijański kościół, dynamiczny ruch, był wspierany przez dynamicznych przywódców, działających według jasnego nowotestamentowego modelu. Na nieszczęście, jak zwykle, musimy się oduczyć wszystkiego, co wiemy na temat przywództwa, aby zrozumieć, czym być powinno.
Problemem numer jeden, moim zdaniem, jest to: nowotestamentowe przywództwo nie ma nic wspólnego z kontrolowaniem. Dopiero gdy odrzucimy nawyk kontrolowania, możemy zacząć rozumieć, czym jest przywództwo.
Model, do którego przywykliśmy w dzisiejszych strukturach kościelnych, roztacza opiekę nad finansami, budynkami, procesem podejmowania decyzji (często centralnie), a to wszystko jest powiązane ze stanowiskami i organizacją. Zupełnie jak w zarządzie firmy. Praktycznie żadna z tych rzeczy nie ma nic wspólnego z nowotestamentowym kościołem. W dodatku ten model stawia zwykle wąską grupę ludzi (liderów) ponad pozostałymi (członkami, laikatem).
Problemem numer jeden, moim zdaniem, jest to: nowotestamentowe przywództwo nie ma nic wspólnego z kontrolowaniem. Dopiero gdy odrzucimy nawyk kontrolowania, możemy zacząć rozumieć, czym jest przywództwo.
Model, do którego przywykliśmy w dzisiejszych strukturach kościelnych, roztacza opiekę nad finansami, budynkami, procesem podejmowania decyzji (często centralnie), a to wszystko jest powiązane ze stanowiskami i organizacją. Zupełnie jak w zarządzie firmy. Praktycznie żadna z tych rzeczy nie ma nic wspólnego z nowotestamentowym kościołem. W dodatku ten model stawia zwykle wąską grupę ludzi (liderów) ponad pozostałymi (członkami, laikatem).
Gordon Fee mówi o historycznym tworzeniu się przywództwa w kościele:
Wydaje się, że kościół wpadł w model, który wyraźnie oddzielił wiernych (laikat) od zawodowych służb (duchowieństwa), co najwyraźniej widać w Kościele Rzymskokatolickim, ale znalazło swoje odwzorowanie także w wielu odmianach protestantyzmu. W efekcie mamy kościół, w którym duchowieństwo zbyt często funkcjonuje w oderwaniu od wiernych, dla których istnieje oddzielny zestaw zasad i inne oczekiwania, a rola wspólnoty z jej obdarowaniami i służbami, nie wspominając o wspólnym podejmowaniu decyzji, została przejęta przez profesjonalistów. Fakt „wyświęcenia” tych ostatnich, jakby to była jakaś „aura” wokół nich, dał wiernym wskazówkę, że powinni płacić profesjonalistom za wykonywane posługi, jednocześnie dając wrażenie usprawiedliwienia za zaniechanie tego, do czego wzywa wiernych Biblia.
Nowotestamentowe przywództwo, z drugiej strony, to oczywista rola sługi (czy to nie o tym mówił Jezus?), który daje wsparcie dla ruchu chrześcijan, które wierni mogą wykorzystać, pomnażać i szaleńczo używać (pod wpływem Ducha) poza kontrolą liderów. Nowotestamentowi liderzy nie zajmowali stanowisk w zarządach; nie kontrolowali nieruchomości; nie zbierali pieniędzy; nie stawali w świetle reflektorów (poza sytuacjami, kiedy radowali się z tortur, jakim byli poddawani). Ich zadaniem było ułatwianie, zasadzanie, pielęgnowanie, uwalnianie, budowanie, służenie... a nie dominowanie, kontrolowanie, roztaczanie własnych wizji czy odpowiadanie na wszystkie pytania. Nie stali ponad, ale raczej w uniżeniu. Duch Święty przecież prowadzi całe Ciało Chrystusa.
Mentalność lidera to wspólna podróż. Sercem lidera jest służenie. Rolą lidera jest wspieranie. To nie są tylko słowa. Tak musi być naprawdę.
Mentalność lidera to wspólna podróż. Sercem lidera jest służenie. Rolą lidera jest wspieranie. To nie są tylko słowa. Tak musi być naprawdę.
Podoba mi się sposób, w jaki Eugene Peterson, w The Message, opowiada o Jezusie, który mówił do przywódców religijnych, którzy chcieli zajmować najważniejsze miejsca przy stole, „wygrzewać stołki i promienieć w blasku publicznych pochlebstw”:
Wszyscy macie jednego Nauczyciela, a sami jesteście uczniami. Nie ustanawiajcie ludzi ekspertami dla waszego życia, którzy mają mówić wam, co macie robić. Zostawcie ten autorytet Bogu; niech On mówi wam, jak postępować. Nikt nie powinien mienić się Ojcem; macie tylko jednego Ojca, a On mieszka w niebie. Nie pozwalajcie ludziom manewrować wami oddając im władzę. Jest tylko jeden Przywódca dla was i dla nich – Chrystus.
Chcesz się wyróżniać? Uniż się. Bądź sługą. Jeśli się nadymasz, zwieje cię wiatr.
Chcesz się wyróżniać? Uniż się. Bądź sługą. Jeśli się nadymasz, zwieje cię wiatr.
Jednym ze sposobów dla prostego kościoła, by upewnić się, że coś jest zupełnie poza kontrolą, jest oddanie stuprocentowej kontroli spraw każdemu kościołowi domowemu. Kościół jest kierowany Duchem Świętym przez każdego z członków. „Pasterze” ułatwiają, wspierają, wyposażają, dają duchowe wskazówki – wszystko to ma na celu wyzwolenie i wzmocnienie wspólnoty, by była kościołem. Właśnie tak. To jest duchowa, wspierająca rola. Jeśli z takim nastawieniem ktoś poświęca uwagę innym, demonstruje Boże serce.
Jednak, w takiej sytuacji, jakie znaczenie ma służące przywództwo jako wsparcie konstrukcji ruchu ludzi, który tworzą kościół? Wielkie!
Jest to bardzo ważne dla ogólnego zdrowia i samopoczucia kościoła; jest to cenny szkielet dla ruchu, by mógł się rozwijać, kwitnąć i wzrastać!
Jednak, w takiej sytuacji, jakie znaczenie ma służące przywództwo jako wsparcie konstrukcji ruchu ludzi, który tworzą kościół? Wielkie!
Jest to bardzo ważne dla ogólnego zdrowia i samopoczucia kościoła; jest to cenny szkielet dla ruchu, by mógł się rozwijać, kwitnąć i wzrastać!
Craig Pelkey-Landis mówi:
Istotą przywództwa nie może być ego jednej osoby pławiącej się w blasku kilku lub tysięcy ludzi w pobożnym zgromadzeniu. Taki model wyrzuć do śmieci! Jednak uciekanie od przywództwa może być równie toksyczne.
Przywództwo w kościele należy ponownie zdefiniować i zmodelować, ale nie odrzucić. Potrzebujemy służących nam liderów, którzy są pasterzami, siewcami, ogrodnikami, oraczami, wyzwolicielami, dawcami i wyposażaczami
W Piśmie Świętym mamy dwie główne role służących przywódców: 1) starszy / pasterz: karmi, uczy, zachęca do ewangelizacji i pomnażania, wskazuje duchowy kierunek, doradza w głębokiej potrzebie. Jako przykład weźmy Tymoteusza i Tytusa, którzy byli pasterzami pasterzy. Z ksiąg wyłaniają się obrazy kościołów, prowadzonych przez prawdziwych pasterzy. 2) zakładający zbory + pięć specyficznych ról (Ef. 4,11): aby pomógł znaleźć wsparcie i pielęgnować kościół. Oni nie tworzą (nie zakładają) kościołów, oni je wspierają.
Tak, kierowane Duchem zespoły wsparcia są potrzebne, by wyposażać, upoważniać, zachęcać, budować i nawoływać kościół do pełnienia jego roli – gromadzenia się i działania. Wspierająca struktura jest jak układ kostny, jak kręgosłup. Zapewnia siłę, by wszystko w Ciele Chrystusa mogło znaleźć swoje miejsce i funkcjonować. Przywództwo jest czymś, co Bóg ukrył w Ciele dla jego ogólnej kondycji, ale służy potężnemu celowi.
Ważne i biblijne jest (choć nie konieczne) wspieranie finansowe tych obydwu funkcji służącego przywództwa. To są jednak indywidualne decyzje, które należy pozostawiać domowym kościołom. To one są prawdziwym kościołem. Nie potrzebują nikogo więcej, by były kościołem. Wspierają służące przywództwo tylko dlatego i tylko wtedy, gdy czują powołanie – tak samo, jak wspierają misjonarzy lub służby.
Należy pamiętać, że wpieranie liderów, którzy tworzą kręgosłup kościoła, nie może zabierać owoców, wpływać na sposób działania członków, tworzyć podziałów lub zawłaszczać cokolwiek. Pragniemy widzieć ludzi podążających za wizją, powołaniem i przeznaczeniem danym im przez Boga. Wspieranie przywódców nie może prowadzić do tworzenia biznesu.
Należy pamiętać, że wpieranie liderów, którzy tworzą kręgosłup kościoła, nie może zabierać owoców, wpływać na sposób działania członków, tworzyć podziałów lub zawłaszczać cokolwiek. Pragniemy widzieć ludzi podążających za wizją, powołaniem i przeznaczeniem danym im przez Boga. Wspieranie przywódców nie może prowadzić do tworzenia biznesu.
Przywództwo? To trudny temat. Jest bardzo potrzebne, ale pojmowane w odpowiedni sposób. Zwykle ludzie wolą o tym nie myśleć i nie rozmawiać. A ty?
Roger Thoman
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie związane z tematem, obrażające innych lub zawierające wulgarne treści będą usuwane !